Wykorzystując dobrą jeszcze pogodę i niedzielne popołudnia wracam nadal do mojej fotografii planowanej. Pomimo, że z planów na zdjęcia akurat w tym przypadku niewiele udało się zrealizować, to kolejna sesja została zaliczona, a doświadczenie zdobyte:)
Ponieważ poprzednia sesja Beaty stosunkowo dobrze została przyjęta przez grono jej znajomych, a siły portali społecznościowych nadal nie sposób przecenić, wieść o zdjęciach rozeszła się z prędkością impulsu elektrycznego w kablu ethernetowym i trzy dni później była już chętna osoba na niewątpliwe tortury wysłuchiwania moich uwag i próśb podczas kolejnych zdjęć:) Monika to sportsmenka z krwi, kości i przede wszystkim mięśni, wszelkie zdjęcia ma zrobione przy okazji biegania, skakania czy jazdy na rowerze, gdzie pot leje się z czoła, a pokręcone we wszystkie strony świata włosy upięte są starannie pod kaskiem (aby nie powodowały dodatkowego oporu powietrza:). Trzeba to zmienić!;)
Na pierwszy strzał poszedł budynek o zbyt skomplikowanej nazwie, żebym go zapamiętał. Wujek google mi podpowiedział, że to Centrum Informacji Naukowej i Bibliotek Akademicka, czyli po mojemu 'kwadratowy wielokrotnie nagradzany czerwony klocek'. Sobie Państwo wygooglują i zobaczą dlaczego właśnie tak;)
W niedzielę miejscówka spokojna, cicha i wydawałoby się, że pusta. No tak, oprócz tych paruset studentów studiów zaocznych, którzy akurat kończyli zajęcia i wypęłzli na parking...
Wybrałem tą miejscówkę jeszcze z jednego powodu. Od profesjonalisty zostałem obdarowany profesjonalnym sprzętem błyskającym:) Artur Nyk udostępnił mi plenerowy zestaw oświetlenia studyjnego. Ojej, takie cacko muszę sobie sprawić na własność, więc sponsorów zapraszam do przesyłania swoich ofert poprzez formularz na stronie mojego portfolio:) Oczywiście wypożyczenie sprzętu sumiennie odrobiłem wcześniej w polu... tfu, w plenerze! Przy okazji sesji Juke'a czy nowej Mazdy 6. Trzeba być jak papier toaletowy, ciągle się rozwijać;)
Lampa studyjna i nałożona na nią duża okta kompletnie zmienia pracę ze światłem, była to dla mnie nowość, ale pierwsze koty za płoty:
a tak wygląda to w momencie dostrajania parametrów:
Drugą miejscówką, którą mieliśmy zaliczyć był teren opuszczonej Huty Metali Nieżelaznych w Szopienicach. I tutaj mam nauczkę: przed pojechaniem w plener trzeba wybrane miejsce odwiedzić. Na zdjęciach w necie pozostałości po hucie wyglądały zupełnie inaczej, podczas gdy w rzeczywistości musieliśmy przedzierać się przez ogromne trawy, zarośla i błoto. W takich sytuacjach również sobie radzę, ale straciłem trochę czasu na obmyślanie zmiany koncepcji i wyszukiwanie odpowiedniego miejsca na zdjęcia. Nie używałem niestety również lampy, bo teren był niezbyt przyjazny tak dużym gabarytom okty. Zbierało się już na deszcz, ale zdążyliśmy ustrzelić kilka ciekawych kadrów: